Zdarza Ci się czasem przyjść wieczorem do domu, usiąść kompletnie bez sił na kanapie przed telewizorem i pomyśleć „po co to wszystko… praca, stres, sprzątanie, kanapa, sen, praca i tak w kółko…”? Mnie się zdarza, choć ostatnio coraz rzadziej. A wszystko dlatego, że wprowadziłam w swoją codzienność kilka zmian. Jedną z najważniejszych jest kultywowanie małych przyjemności.
To proste czynności i momenty, które staram się naprawdę przeżyć i czerpać z nich radość. Obiło Ci się o uszy pojęcie “uważność” (ang. Mindfullness)? To metoda treningu umysłowego, której podstawową zasadą jest skupienie na tu i teraz. Kiedy przeczytałam o niej po raz pierwszy i zaczęłam ją trenować – okazało się to dla mnie bardzo trudne, bo umysł przyzwyczajony był do rozpamiętywania przeszłości lub wybiegania w przyszłość. Z czasem jednak idzie mi coraz lepiej.
Postanowiłam zacząć swój trening uważności właśnie od małych przyjemności (chyba w związku z tym nigdy nie zabraknie mi motywacji:)). A oto ich lista:
Podwójne espresso i ciasto czekoladowe. Banał, ale jaki przyjemny! Kiedy już siedzę w kawiarni, piję kawę i zajadam się torcikiem, staram się nie myśleć o niczym innym, tylko i wyłącznie się delektować. Na początku nie było to łatwe – byłam przyzwyczajona raczej do pośpiesznego pochłaniania niż powolnej degustacji ale krok po kroku staję się w tym coraz lepsza. Zawsze zanim wezmę pierwszy łyk lub kęs – zwracam najpierw uwagę na zapach, to chyba moja ulubiona część rytuału.
Promienie słońca na twarzy. Wreszcie mamy wiosnę i zamierzam z niej korzystać. Bardzo lubię siadać na ławce lub na trawie w parku i wystawić twarz do słońca. Światło słoneczne i uczucie ciepła cudownie odprężają a w tym samym czasie pod ich wpływem do organizmu uwalnia się witamina D, która wpływa na poprawę odporności. Same zalety.
Świeże lub doniczkowe kwiaty. Najprostszy sposób na wprowadzenie do wnętrza powiewu świeżości. Zazwyczaj poluję na kwiaty sezonowe (tulipany!) podczas wizyty na bazarku lub w kwiaciarni – jako część cotygodniowych zakupów. Kiedy już znajdą się na parapecie w wazonie/doniczce, codziennie się im przyglądam i wącham. Planując wystrój wnętrza zrezygnowałam z obrazków, plakatów, ramek, bibelotów – właśnie na rzecz świeżych kwiatów. Przy zakupie kilku kolorowych goździków/tulipanów/róż/piwonii – przyjemność gwarantowana!
Ptasie trele. Kiedy byłeś ostatnio na spacerze w lesie i przysłuchiwałeś się ptakom? Niedawno podczas krótkiego urlopu przypomniałam sobie jakie to przyjemne i relaksujące. Postanowiłam nawet, że poszerzę moją podstawową wiedzę ornitologiczną i nauczę się rozpoznawać po odgłosach coś więcej niż dzięcioła (uwielbiam odgłos dzięcioła!).
Kieliszek wytrawnego czerwonego wina. Jakiś czas temu bardzo ograniczyłam spożycie alkoholu, jednak od czasu do czasu lampka wina dobrej jakości sprawia mi dużą przyjemność. Zdecydowanie przedkładam w tym wypadku jakość nad ilość. U mnie królują odmiany Shiraz i Malbec a przygodę z nimi zawsze zaczynam od podziwiania ich pięknego rubinowego koloru, który idzie w parze z niezwykle głębokim smakiem. Mmmm – rozmarzyłam się a dopiero 10:00!
Piękne rzeczy. Przedmioty jakimi się otaczamy wpływają na nasze samopoczucie. Postanowiłam więc ograniczyć ich ilość (mniej sprzątania!) i przynosić do domu tylko to, co naprawdę bardzo mi się podoba. Całą rewolucję zaczęłam od… szafy, a jednym z pierwszych łupów był ciepły i miękki kaszmirowy sweterek, który kupiłam zamiast trzech innych, z poliestru. Kiedy rano go ubieram, zatrzymuję się na chwilę i podziwiam jaki jest puszysty, delikatny i przyjemny w dotyku.
Kolor zielony w naturze. Choć nie jest to mój ulubiony kolor (we wnętrzach, ubiorze), to patrzenie na niego w naturze sprawia mi ogromną przyjemność. Kiedy już podczas spaceru nasłucham się dzięciołów, to potem chętnie wyszukuję zieleń w różnych odsłonach i ją podziwiam.
A jakie są Twoje ulubione małe przyjemności? Umiesz się nimi delektować?