Znamy się nie od wczoraj, wiecie już, że moim sprawdzonym sposobem na czerpanie z życia garściami są małe przyjemności. Nie czekam tylko na doniosłe chwile, staram się codziennie znaleźć choć parę minut na proste czynności i doznania, które sprawią, że uśmiechnę się sama do siebie. I jak się zastanowić, to te przyjemności zmieniają się w ciągu roku. Co innego sprawia mi radość wiosną (spacery, obserwowanie przyrody, pierwsze promyki słońca), co innego latem (owoce, rower, grill) a co innego … jesienią! Dzisiejszy wpis będzie właśnie o jesiennych małych przyjemnościach. No bo przecież październik i listopad to nie tylko plucha, szaruga i tęsknota za latem.
Jabłko z cynamonem i śliwka!
Początek jesieni to zarazem znak, że w domu zapachnie jabłkiem z cynamonem. Uwielbiam! Najczęściej do zestawu dołącza owsianka na ciepło i pyszne śniadanie gotowe. Jeśli nie jabłko to… śliwka. Ciasta i tarty ze śliwkami mogę jeść praktycznie bez ograniczeń. Ich pieczenie jest nieskomplikowane, co jest dodatkowym plusem, bo z piekarnikiem mi zdecydowanie nie po drodze. Kiedyś używałam przepisu, który składał się dosłownie z 4-5 składników, ale niestety gdzieś go zgubiłam. Teraz zamierzam wypróbować ten z Kwestii Smaku. Jeszcze ciepłe ciasto ze śliwkami to zdecydowanie jedna z ulubionych jesiennych małych przyjemności.
Herbata na 3 sposoby
Cały okrągły rok jestem zdecydowanie w obozie kawoszy, ale jesienią moja miłość do herbaty gwałtownie wzrasta. Jeśli piję bez dodatków, to sięgam po zieloną, jaśminową lub białą. Ale zdecydowanie częściej można mnie spotkać z kubkiem:
herbaty z sokiem malinowym – tyle, że takim prawdziwym. Popularne syropy dostępne w każdym sklepie składają się głównie z cukru z niewielką domieszką aromatu owocowego. Tych nie lubię. Ale w zeszłym roku odkryłam, że bez problemu można dostać 100% sok z malin, bez żadnych dodatków i konserwantów. Jest droższy od syropów, ale jest sokiem, a nie płynnym cukrem. I ma prawdziwie malinowy smak. Kiedyś rozważałam robienie przetworów własnoręcznie, ale podobnie jak w przypadku wielu innych kulinarnych pomysłów – straciłam zapał.
herbaty z cytryną i miodem – wiadomo, klasyk, nie ma co się rozwodzić. Dodam tylko, że u mnie herbaty za bardzo nie czuć, bo pozostałe składniki wiodą smakowy prym.
naparu z imbiru – to sprawdzony sposób na podniesienie odporności i na rozgrzewkę. Wystarczy zalać wrzątkiem kilka plasterków świeżego, obranego korzenia imbiru. Napar jest intensywny w smaku, więc nie wszystkim pewnie przypadnie do gustu, ale świetnie grzeje po spacerze w zimny listopadowy dzień.
W tym roku postanowiłam zadbać też o oprawę dla jesiennych napojów i sprawiłam sobie śliczny kubek (ten ze zdjęcia poniżej) oraz filiżankę. Herbata i kawa smakują teraz jeszcze lepiej, dzięki odpowiedniej oprawie. Takie drobiazgi mają dla mnie duże znaczenie.
Mleko z miodem
Wierzcie lub nie, ale odkryłam ten przysmak dopiero w zeszłym roku i totalnie przepadłam na jego punkcie. Nie tylko świetnie rozgrzewa, ale też służy mi za dawkę słodyczy na podwieczorek. Słodycze to moja wielka słabość i mimo, że wiem, że niezdrowe, to nie mogę bez nich żyć:). Poprawka – pewnie bym mogła, ale nie chcę. Przepisu na ten przysmak chyba nikomu nie trzeba podawać – szklanka ciepłego mleka, łyżka miodu i uśmiech gwarantowany. Najlepiej smakuje do kompletu z ciepłymi, miękkimi skarpetkami i pod przytulnym kocem.
Wanilia i inne zapachy natury
Kolejna mała obsesja, która aktywuje się u mnie najmocniej jesienią, to chęć otaczania się pięknymi i prostymi zapachami natury. W ruch idzie kominek zapachowy, świeczki, pachnące kosmetyki. Prym wiedzie zdecydowanie wanilia, choć w tym roku serce skradła mi też werbena. Bardzo lubię naturalne kosmetyki z L’Occitane, poniżej widzicie żel pod prysznic i wodę toaletową z werbeną oraz świetnie nawilżający krem do rąk z masłem shea o zapachu wanilii.
Przedpołudnia w piżamie i popołudnia na pogaduchach
Jesienią nie czuje kompletnie żadnych wyrzutów sumienia, jeśli spędzę choćby i całą sobotę w piżamie. Domowe ciepełko sprawia mi wielką radość. Oglądam filmy, seriale, czytam książki, oddaję się pracom plastycznym. Nigdzie mi się nie spieszy i nic nie muszę. Odpoczywam.
Październikowe wieczory są z kolei wręcz idealne, by zaszyć się w przytulnej kawiarni i prowadzić długie rozmowy o życiu przy filiżance dobrej kawy, w moim przypadku posypanej cynamonem. Ostatnio przyszła mi do głowy taka refleksja, że zdecydowanie za mało ostatnio rozmawiam z innymi. I nie chodzi mi o “kup masło”, ani nawet o “jak minął dzień w pracy”, ale o takie dłuższe i bardziej dogłębne pogawędki o sprawach dla nas istotnych.
Przeczytałam ostatnio w “Głaskologii” świetną metaforę, że każdy z nas mebluje swój “pokój” marzeniami, planami, troskami. Kiedy poznajemy nową osobę i interesujemy się nią – dokładnie poznajemy, co znajduje się w jej pokoju. Wraz z upływem czasu umeblowanie będzie się jednak zmieniać, dlatego trzeba odświeżać swoją wiedzę na temat świata (pokoju) naszych bliskich. Nie ma na to innego sposobu, niż wyhamowanie codziennego pędu i rozmowa.
Własnoręczne kartki świąteczne
Ten punkt może z pozoru tutaj nie pasować, ale dajcie mi szansę wyjaśnić. Od kilku lat robię na Święta własnoręcznie kartki i wysyłam je tradycyjną pocztą do rodziny i przyjaciół. Każda kartka jest inna. Mam swoje ulubione techniki, ale co roku szukam nowych inspiracji. Tyle, że aby te kartki były gotowe na początek grudnia, kiedy chcę je wysłać, muszę odpowiednio wcześniej kupić materiały (to już samo w sobie jest przyjemnością, uwielbiam przeglądać oferty sklepów z artykułami kreatywnymi) i je zrobić. Manufaktura przypada zatem na listopad i jest dość mocno rozciągnięta w czasie. Lubię tworzyć moje małe dzieła bez pośpiechu, inaczej przestaje mi to sprawiać przyjemność.
Przygotowania świąteczne to generalnie jeden z moich ulubionych momentów w roku, więc zaczynam je całkiem wcześnie, by móc cieszyć się nimi jak najdłużej. Wiem, ze niektórzy na przykład już na jesień przygotowują listę choinkowych prezentów, by uniknąć grudniowej gorączki i chyba w tym roku zrobię to samo.
A Wy, macie jakieś specjalne jesienne małe przyjemności?