Take Life In Your Hands Take Life In Your Hands
  • Zacznij tu
  • Blog
    • Samoświadomość
    • Praca nad sobą
    • Emocje
    • Relacje
    • Skuteczność w działaniu
    • Organizacja
    • Kariera
    • Inspiracje
    • Szczęśliwe życie
    • Relaks
    • Podsumowania i plany
  • Twój rozwój
    • Kompendium
    • Poznaj siebie z PRISM
    • Sesje rozwojowe
  • Do pobrania
  • O mnie
  • Kontakt
Take Life In Your Hands Take Life In Your Hands
  • Zacznij tu
  • Blog
    • Samoświadomość
    • Praca nad sobą
    • Emocje
    • Relacje
    • Skuteczność w działaniu
    • Organizacja
    • Kariera
    • Inspiracje
    • Szczęśliwe życie
    • Relaks
    • Podsumowania i plany
  • Twój rozwój
    • Kompendium
    • Poznaj siebie z PRISM
    • Sesje rozwojowe
  • Do pobrania
  • O mnie
  • Kontakt
Gru 18

Czy da się zwolnić?

  • 18 grudnia, 2016
  • Organizacja

W grudniu miałam zwolnić, cieszyć się atmosferą, spotykać z przyjaciółmi i … odpocząć. Wyszło jak zwykle. Wprawdzie kupiłam i zapakowałam pięknie prezenty, zrobiłam kartki, spotykam się z przyjaciółmi, ubrałam choinkę i raz na kilka wieczorów delektuję się gorącą czekoladą, ale spokoju w tym wszystkim nie uświadczysz. Jakoś zapomniałam, że oprócz świąteczno-grudniowych przyjemności, które uwielbiam, jest jeszcze blog, formalności związane z nowym mieszkaniem, bieganina żeby wybrać materiały wykończeniowe, o pracy nie wspominając. Do tego stwierdziłam, że czas zrealizować konieczne badania lekarskie i nawet nie zaczęłam jeszcze sprzątać ani gotować na święta a już… padłam.

Jakoś nie przyszło mi na czas do głowy, że aby zaplanować te grudniowe przyjemności, to trzeba najpierw zwolnić im miejsce i ZREZYGNOWAĆ choć z niektórych zadań, obowiązków i planów. Ale na szczęście się opamiętałam i teraz zamierzam tak podejść do nadchodzących 2 tygodni. Nie wypełniać ich po brzegi, zostawić sobie kilka wolnych wieczorów na nicnierobienie, nie stawiać nierealistycznych wymagań. Czy to się uda? Pojęcia nie mam, ale spróbuję. Zasady, którymi będę się kierować znajdziesz w dzisiejszym poście – niech będzie uzupełnieniem/grudniową edycją wpisu STOP zabieganiu, który pojawił się na blogu już jakiś czas temu.

Mniej znaczy więcej

Też masz taką tendencję, że chcesz zrobić jak najwięcej w dostępnym czasie? Jest nawet fachowe określenie na taki sposób myślenia – FOMO, czyli fear of missing out (strach przed przegapieniem okazji). W grudniu dopada z całą siłą, bo przecież to wyjątkowy czas i strach go w pełni nie wykorzystać! Można upiec pierniki, udekorować je, kupić furę prezentów, każdy pięknie opakować, zrobić ozdoby, spotkać się z przyjaciółmi, ubrać choinkę, wysłać kartki, posprzątać dom, ulepić pierogi, ulepić uszka, ugotować pozostałe 10 potraw, znowu spotkać się z przyjaciółmi, zaangażować się w akcję charytatywną, zaplanować wyjazd na sylwestra, kupić nową sukienkę aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa od samego pisania prawie rozbolała mnie głowa!

Wszystkie te rzeczy są cudowne i uwielbiam je robić, ale jeśli do nich dołożę jeszcze codzienne sprawy, którymi zajmuję się nie tylko w grudniu, to wychodzi na to, że muszę wydłużyć dobę o co najmniej 3-4 godziny albo rozmnożyć dni w kalendarzu. No i w tym roku wpadłam znowu w tą pułapkę, że choinkę ubierałam o 23:00 po skończonej treningowej sesji coachingowej, a pierniki piekłam o 22:00 po powrocie z zakupów, które się “lekko” przedłużyły. Jak się domyślasz byłam zbyt zmęczona, żeby się w pełni cieszyć tymi momentami.

Stuknęłam się w głowę i przypomniałam sobie złotą zasadę, która nie przychodzi mi naturalnie, ale jest dla mnie dobra i zdrowa – mniej znaczy więcej. I zamierzam ją w całej rozciągłości zastosować w nadchodzącym tygodniu. Jeśli tak jak ja masz skłonność to podejmowania się zbyt wielu rzeczy, a potem wszystkie chcesz skończyć i ostatecznie padasz z wycieńczenia, nie mając grama przyjemności z tego, co miało ją sprawiać – zacznij ją stosować. Kup sobie pod choinkę książkę Grega McKeowna “Esencjalista” i powtarzaj tą formułę tak długo, aż zaczniesz żyć w zgodzie z nią i zobaczysz jakie to przyjemne robić mniej rzeczy, ale za to cieszyć się nimi i spędzać czas wysokiej jakości. Co ciekawe, w pracy udało mi się to całkiem nieźle wytrenować, ale w życiu prywatnym… jeszcze nie.

Lista rzeczy, których nie zrobię

Jak zamierzam zastosować tą zasadę? Pierwszy krok już za mną – stworzyłam listę aktywności, które zamierzałam wykonać, ale tego nie zrobię. Spojrzałam w kalendarz i po prostu wykreśliłam z niego wszystkie te elementy, które były mniej ważne, nawet jeśli wydawały się miłe. Wiem już np. że nie udekoruję domku z piernika, albo zrobię to dopiero po Wigilii, bo w ciągu najbliższych 5 dni nie będę mieć wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić to bez pośpiechu i bez myślenia, co jest następne w kolejce. To moja zmora! Zamiast cieszyć się daną czynnością stresuję się, że jeśli szybko jej nie skończę, to nie zdążę wykonać pięciu kolejnych, a przecież następny dzień zaplanowany jest równie intensywnie – nie ma tam czasu ani miejsca na czynności, których nie zrobię dzisiaj!

Takie planowanie wszystkiego na styk wykańcza fizycznie i psychicznie. Sami narzucamy sobie presję czasu, wpędzamy się w nerwy przez to, co miało nam w założeniu sprawiać przyjemność. Koniec tego, redukuję ilość planów i zamierzam się tą mniejszą ilością w pełni cieszyć. Brzmi rozsądnie?

 

Wolne wieczory

Pochodną poprzedniego kroku jest to, że zamierzam pozostawić sobie wreszcie kilka wolnych wieczorów bez żadnych planów. Nie ważne czy te plany to miało być wyjście na miasto, czy pieczenie ciasteczek – jedno i drugie zaczęłam w pewnym momencie postrzegać jako “trzeba”, nie jako “chcę”. Bo tak na prawdę w danej chwili potrzebowałam usiąść na kanapie z kubkiem herbaty, pogapić się na choinkę, obejrzeć film i odpocząć, a przecież miałam PLAN do zrealizowania. No bo jak to – nie upiekę w ogóle tych ciasteczek? A one na pewno takie dobre…

No więc teraz, gdy już zdecydowałam, że tych ciasteczek nie upiekę – mam wreszcie kilka wieczorów BEZ PLANU, które pozwolą mi złapać oddech i odpocząć. I jestem prawie pewna, że w ostatecznym rozrachunku będę je wspominać równie miło jak te wieczory Z PLANEM. Pomiędzy spędzeniem całego grudnia przed telewizorem a bieganiem z wywieszonym językiem i stoperem w ręku jest jeszcze spora skala.

Ja jestem ważna

Tak się jakoś porobiło, że we wszystkich tych ambitnych planach zapomniałam pomyśleć o sobie. A to dostosuję się terminem, bo komuś bardziej pasuje, a to sama załatwię wszystkie sprawy, bo ta druga osoba taka zajęta. Potem jeszcze muszę ulepić pierogi, bo bliscy na nie liczą no i zrobić objazd przez pół Polski po całej rodzinie, bo inaczej będzie im przykro. Hej! A gdzie tu jest czas na zadbanie o siebie, odpoczynek i posłuchanie swoich potrzeb? Brak!

Wątpię, żeby którakolwiek z osób, którym chciałam sprawić w ten sposób przyjemność sama mnie o to poprosiła, gdyby wiedziała, że to oznacza dla mnie orkę ponad moje siły. Sama sobie tak wymyśliłam i potem nie chciałam z tego zrezygnować. A teraz czas nad tym popracować i zacząć stawiać swoje potrzeby tak samo wysoko, jak potrzeby innych.

 

Nie chodzi o to, żeby było na 100%

Często o tym piszę i równie często muszę się przywoływać do pionu, bo zapominam stosować się do tej rady. Temat wypłynął przy wspomnianych już pierogach. To już taka mała tradycja – co roku lepimy je samodzielnie, zazwyczaj kilka weekendów przed świętami. W tym razem działo się tyle, że ich nie ulepiliśmy. No i już, już prawie miałam się zabrać do tego w ostatni weekend, ale stwierdziłam, że nie ma to kompletnie żadnego sensu. Zamiast się do tego zmuszać spędziliśmy spokojne popołudnie, oglądnęliśmy dwa fajne filmy, a pierogi w tym roku będą ze sklepu. Jakoś to chyba przeżyjemy:).

Naprzeciw swoim oczekiwaniom

Największa zmiana, jaka musi się we mnie dokonać, żeby uwolnić się od nadmiernej presji, to zmiana w oczekiwaniach. I wcale nie chodzi tu o oczekiwania innych, bo tak na prawdę to ja sama wymagam od siebie najwięcej. Kiedy tak się zapętlam i zastanawiam, czy jestem jeszcze dla siebie wyrozumiała czy już przeginam, zadaję sobie jedno proste pytanie:

 


Czy te same oczekiwania postawiłabym w razie potrzeby bliskiej mi osobie?


 

No bo niby dlaczego miałabym być wobec siebie bardziej wymagająca? Jestem jakimś nadczłowiekiem, czy co? Mam zapasowy zbiornik energii i dlatego mogę zrobić 110%? No nie mam. I sama wpędzam się w presję czasu, stres, pułapkę. Dlatego będę dla siebie tak samo wyrozumiała, jak jestem dla innych.

 

Podsumowując

Wyszło mi z tych rozważań, że aby zwolnić powinnam:

Zastanowić się, czy to jak moje życie wygląda obecnie jest dla mnie satysfakcjonujące.

Wziąć odpowiedzialność za to, jak spędzam mój czas – nikt inny nie podejmuje na ten temat decyzji. Inni mogą na mnie wpływać, ale ostatecznie to zależy w 100% ode mnie. Co więcej – jeśli wydaje mi się, że musi być tak, jak jest teraz i nie ma wyjścia, to na 95% nie mam racji! Gdy złapię szerszą perspektywę – okaże się, że większość spraw można przemeblować!

Zrozumieć, że posiadam schematy myślowe, które napędzają moje działania w niekoniecznie zdrowy i dobry dla mnie sposób – np. boję się, że coś mnie ominie, wiec łapię wszystkie sroki za ogon, nie wierzę, że ktoś inny może wykonać część zadań równie dobrze jak ja, chcę za wszelką cenę spełnić oczekiwania innych, boję się im odmówić. Znasz swoje schematy?

Pracować nad zmianą tych schematów, które mi szkodzą, nawet jeśli nie jest to łatwe. Konfrontować się z brakiem komfortu, trudnymi emocjami, lękiem – po to, aby przekonać się, że część przeświadczeń, którymi się kieruję jest błędna i szkodliwa, ale można je zmienić i żyć przyjemniej.

Poprosić o pomoc (np psychologa lub coacha – w zależności od zakresu, przyjaciela, mentora), jeśli samodzielna praca nie przynosi skutków.

Zweryfikować oczekiwania. Czy na pewno nie wymagam od siebie zbyt wiele? Czy te same oczekiwania bez wahania postawiłabym siostrze/przyjaciółce/partnerowi, czy też nie, bo wydają się zbyt obciążające i tylko JA mogę sobie z nimi poradzić?

Nie planować wszystkiego co do godziny, bo jak mawiał mój nauczyciel historii “papier przyjmie wszystko”, ale w rzeczywistości potem wygląda to zupełnie inaczej. Realnie pewnie będę w stanie zrobić góra połowę tego, co zmieści się teoretycznie w kalendarzu. Trzeba zostawić trochę czasu BEZ PLANU, żeby odetchnąć i przestać się spieszyć.

Zrezygnować z tych rzeczy, które są mniej ważne, żeby móc w spokoju i bez pośpiechu cieszyć się tymi, które są najważniejsze.

Jedno zrozumiałam bardzo dobitnie – samo postanowienie “zwolnię” absolutnie nic nie zmieni, jeśli nie przekuje się na konkretne, często drastyczne działania, które faktycznie zmienią sytuację. “Zwalnianie” jest tak ogólne i nieokreślone, że de facto nie masz pojęcia, jaki powinien być Twój pierwszy krok. Zamiast więc kończyć swoje postanowienie na powiedzeniu sobie “zwolnię”, zaplanuj konkretnie, jakie 3-5 działań podejmiesz i z jakimi schematami myślowymi/nawykami musisz się uporać, by to faktycznie się zadziało. A potem pracuj nad tym każdego dnia.

 

Sprawdź także:

  • Mój powolny grudzieńMój powolny grudzień
  • 4 nowoczesne formy relaksu4 nowoczesne formy relaksu
  • Naucz się wyciszać szum w głowieNaucz się wyciszać szum w głowie
  • 6 nawyków, które warto wprowadzić do swojego dnia pracy6 nawyków, które warto wprowadzić do swojego dnia pracy
  • Szkoła odpuszczaniaSzkoła odpuszczania
  • Facebook
  • Twitter
  • Tumblr
  • Pinterest
  • Google+
  • LinkedIn
  • E-Mail

Facebook

Take life in your hands

Pobierz za darmo

Archiwum

© 2018 Take Life In Your Hands. All rights reserved.
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. dowiedz się więcej.