Czerwcowy poranek 2009. Pakuję do swojego małego autka dwie walizki, zestaw garnków (prezent od rodziców), żelazko turystyczne (odebrane za punkty na stacji benzynowej), radiobudzik (od przyjaciółki), karton książek i wyruszam w drogę do Warszawy, która od teraz będzie moim nowym domem. Jestem podekscytowana – w końcu zaczynam w pełni samodzielne życie, pierwsze poważne i płatne praktyki, czeka mnie remont mieszkania i kto wie co jeszcze. Boję się, pewnie, ale wiem, że to krok w dobrą stronę. Nie mam zielonego pojęcia, co czeka mnie za miesiąc, rok, pięć lat.
Trafiają się trudne momenty – przemalowanie samodzielnie dwóch pokoi, kuchni i korytarza w krótkim czasie okazuje się wyczerpujące, tata na pewno by mi pomógł, gdyby tu był. Brak rodziny doskwiera zwłaszcza w weekendy, mimo, że na miejscu jest kilkoro przyjaciół. Ciężkie zakupy taszczę sama (dopóki nie odkrywam e-sklepów – chwała za nie!), sama muszę wytłumaczyć mechanikowi, co trzeszczy mi pod maską, sama zwlekam się zagrypiona z kanapy, żeby kupić sobie leki. To moje pierwsze poważne wyjście ze strefy komfortu uczy mnie, że jestem silna i zawsze dam sobie radę.
Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się przytulna strefa komfortu.
Neal Donald Walsch
Luty 2015. Siedzę na przeciwko mojej szefowej i jej szefa z rozdziawionymi ustami i upewniam się, że dobrze zrozumiałam. Na prawdę chcą, żebym ja przejęła jej obowiązki, kiedy za kilka dni uda się na urlop macierzyński, mimo, że doświadczenie mam relatywnie krótkie? I to na miesiąc przed najważniejszym spotkaniem w roku? Z jednej strony się cieszę – to wyraz dużego zaufania, docenienia i szansa na szybki rozwój, z drugiej strony jestem przerażona. Tylu rzeczy jeszcze nie zdążyłam się nauczyć, a do tego właśnie wymienia się połowa zespołu – będę musiała przeszkolić nowe osoby, zanim zaczną pracować na pełnych obrotach.
Pierwsze tygodnie są ciężkie, bardzo ciężkie. Ale uczą mnie, że nie zawsze muszę wymagać od siebie 100%. Czasem, zważając na okoliczności, muszę odpuścić, żeby nie zwariować. Uczą mnie też pokory – nie próbuję nawet udawać, że zjadłam wszystkie rozumy – to przecież normalne, że popełnię błędy w tej nowej sytuacji. Grunt, żeby wyciągnąć z nich wnioski. Szybko staję twarzą w twarz z dużym wyzwaniem – wyniki naszej jednostki są poniżej oczekiwań. Utarte i dane odgórnie narzędzia, procedury nie przynoszą efektów. Czas podjąć ryzykowne decyzje, spróbować eksperymentalnych technik. Może się nie udać. Dzieje się jednak inaczej – parę miesięcy później świętujemy jedne z najlepszych wyników w firmie. Znowu opłaciło się wypłynąć na nieznane obszary.
Działaj tak, jakby porażka była niemożliwa, a sukces pewny.
Robin Sharma
Kwiecień 2016. Pisać, czy nie pisać – oto jest pytanie. Biję się z myślami. Od dawna myślałam o prowadzeniu bloga, czuję, że to mogłoby mnie rozwinąć, poza tym przez ostatnie kilka lat nauczyłam się tylu wspaniałych rzeczy. Chciałabym podzielić się nimi z innymi – mogliby też skorzystać. Wiem jednak, że jeśli chcę być autentyczna, będę musiała opisać swoje życie, wybory, emocje, wystawić je na publiczną ocenę. Może to przeczytać mój podwładny w pracy, szef, złośliwa koleżanka. Czy nie pomyślą, że taki sieciowy ekshibicjonizm nie przystoi?
Podnoszę jednak rękawicę, w końcu to ja decyduję o moim życiu i w tym momencie chcę właśnie założyć Take Life In Your Hands. Po miesiącu (tak, tak to już miesiąc Kochani Czytelnicy!) wiem, że zrobiłam dobrze. Sporo osób dało mi znać, że lubią tu zaglądać. A ja tak wielu nowych rzeczy się nauczyłam – wiem już co to SEO, choć jeszcze ni hu hu nie umiem go poprawnie używać:D, wysłałam właśnie pierwszy w swoim życiu newsletter, dziką satysfakcję sprawiło mi pogrzebanie w HTMLu szablonu blogowego, żeby wyszukiwarka wyglądała ładniej. No i spotkało mnie dużo, dużo sieciowej życzliwości.
Po co te trzy historie? Żeby przekonać Cię do wyjścia z Twojej strefy komfortu i spróbowania czegoś nowego! Wiem, ciepła, przytulna i bezpieczna dziupla nie zachęca, by wyściubić nos na zewnątrz. Ale opuszczenie jej to jedyny sposób, aby zmienić to, czego nie lubisz, nauczyć się czegoś nowego, rozwinąć skrzydła.
źródło: The Cream Report
Co musisz wiedzieć na początek:
Strefa komfortu uzależnia. Lubimy jak jest bezpiecznie, przewidywalnie, prosto.
Dyskomfort jest konieczny do rozwoju. Komfort zabija kreatywność, tylko podejmując się nowego i nieznanego – możemy się czegoś nauczyć.
Opuszczenie strefy komfortu wymaga wysiłku, ale można się tego nauczyć. Z każdym kolejnym razem jest łatwiej. Wiesz już, że umiesz poradzić sobie w niekomfortowych sytuacjach.
Opuszczenie strefy komfortu się opłaca. Czasem dopiero na dłuższą metę, bo krótkoterminowo ponosisz spore koszty, ale w dłuższej perspektywie wygrywasz doświadczenia, umiejętności, hart ducha, nowe szanse.
Zazwyczaj rzeczy nie są tak straszne, jakie się wydają. Nasz umysł demonizuje to co nieznane, potencjalne konsekwencje. Zazwyczaj okazuje się, że jedynie niewielki procent tego, czego się obawiamy faktycznie się wydarza. Uważaj jednak na samospełniające się przepowiednie – jeśli powtarzasz sobie, że coś się nie uda, to się nie uda na pewno. Nastawienie ma znaczenie.
Wyjdź ze swojej strefy komfortu. Możesz wzrastać tylko, jeśli jesteś gotów czuć się dziwnie i niekomfortowo, próbując czegoś zupełnie dla Ciebie nowego.
Brian Tracy
Jak w związku z tym zacząć? Najważniejsza jest praktyka. Poniżej znajdziesz 3 ćwiczenia, które pomogą Ci oswoić wychodzenie ze strefy komfortu.
Ćwiczenie 1
Wybierz jedną czynność, którą wykonujesz codziennie (np mycie zębów, jedzenie posiłku, odkurzanie). Od dziś – zacznij wykonywać ją inaczej. Zmień rękę w której trzymasz szczoteczkę do zębów, stań bokiem do lustra, puść muzykę, zajmij inne miejsce przy stole, zmień swój ulubiony kubek na taki, który do tej pory Ci się nie podobał. Dziwnie? O to chodzi – w końcu zrywasz z rutyną i stawiasz czoła rozleniwiającym przyzwyczajeniom!
Ćwiczenie 2
Zapisz na kartce jedną rzecz, której chcesz się podjąć/nauczyć, ale się boisz. Następnie rozpisz dokładnie czynności, które trzeba podjąć, by się do tego zabrać, krok po kroczku. Nie nabrałeś przypadkiem ochoty, by zająć się pierwszą, z nich? To co wielkie, odległe i trudne paraliżuje nas. Kiedy rozbijamy wyzwanie na atomy, okazuje się prostsze w realizacji.
Ćwiczenie 3
Opowiedz bliskiej osobie o jednym z Twoich szalonych, nigdy nie zrealizowanych planów. Pofantazjujcie razem, jakby to było, gdyby wcielić ten plan w życie. Co by się zmieniło? Jakie nowe rzeczy mogłyby Cię spotkać? Co najgorszego mogłoby się wydarzyć, jeśli coś poszłoby nie tak? Co właściwie Cię powstrzymuje? Rozmowa o wyzwaniach je oswaja.
Powodzenia! Zostawiam Cię z filmem, który, mam nadzieję, pomoże zrobić pierwszy krok!