Chcę Ci się dzisiaj do czegoś przyznać. To taka moja mała tajemnica, pewna cecha, którą do niedawna uwielbiałam, teraz jednak zauważam jej ciemną stronę. Otóż… jestem perfekcjonistką i wcale nie jest mi z tym dobrze. Jestem zorientowana na cele, osiągam sukcesy, swoją pracę staram się wykonywać w wysokiej jakości i całkiem mi wychodzi ale… czasem bardzo dużo mnie to kosztuje. Jakiś czas temu zaczęłam nad sobą pracować, chcę nauczyć się odpuszczać.
Widzę postępy, okupione wieloma zgrzytami zębów i walką ze sobą, ale długa droga jeszcze przede mną. Lubię mieć wszystko zrobione i do tego zrobione dobrze, bo przecież ja nie zawalam i nie produkuję bubli. Tyle, że w mojej pracy jest to wręcz niemożliwe – zawsze można by zrobić więcej i lepiej, zawsze pozostaje ten niedosyt, którego smaku tak nie lubię. Chcę zmienić to nastawienie, bo nie mam ochoty być wiecznie zestresowana i spędzać w pracy 16 godzin na dobę. Masz podobny problem? No to dzisiejszy wpis jest właśnie dla Ciebie!
Skąd bierze się perfekcjonizm? Od małego jesteśmy uczeni, że to co na prawdę liczy się w naszym życiu, to osiąganie celów. Świadectwo z paskiem, premia na koniec roku, piątka z egzaminu – bardzo rzadko jesteśmy nagradzani i sami siebie nagradzamy za sam proces dochodzenia do tego celu, a tym bardziej – za poniesione po drodze porażki, które przecież są konieczne. W ten sposób ciągle wzmacniamy w sobie przekonanie, że liczy się wyłącznie sukces, przebiegnięcie linii mety. Porażki są niepożądane, bo nas od linii mety oddalają – trzeba je jak najszybciej eliminować, wystrzegać się ich jak ognia. Budujemy w sobie wielkie napięcie, najczęściej właśnie z powodu strachu przed porażką.
Ćwiczenie 1 – autodiagnoza
Czy uważasz się za perfekcjonistę? Odpowiedź na poniższe pytania może Ci pomóc w autodiagnozie – ćwiczenie (w wersji skróconej) pochodzi z książki “Przekleństwo perfekcjonizmu” Malwiny Huńczak. Cytuję:
- Gdy popełnię jakiś błąd, stale go rozpamiętuję i obwiniam się
- Rzadko jestem z siebie zadowolony
- Często myślę, że mogłem coś zrobić lepiej
- Gdyby nie istniał konkretny termin oddania projektu/zadania, to wprowadzałbym poprawki bez końca
- Jeśli coś jest zrobione za szybko, to znaczy, że nie może być zrobione dobrze
- Jeśli coś mi nie wyszło – szukam winy w sobie
- Ważne jest dla mnie to, co inni o mnie myślą i jak mnie oceniają
- Denerwują mnie osoby, które nie stawiają sobie poprzeczki tak wysoko jak ja
- Nie pozwalam sobie na popełnianie błędów
- Z reguły porównuję się z innymi
- Często myślę, że “powinienem” i “należy” coś zrobić
- Rzadko jestem zadowolony ze swoich osiągnięć. Zawsze potrafię znaleźć jakieś “ale”
- Jeśli będę mieć jakieś osiągnięcia, to zyskam uznanie w oczach innych ludzi
- Nie znoszę, jak ktoś mnie krytykuje
Jeśli zgadzasz się z więcej niż połową stwierdzeń – prawdopodobnie jesteś perfekcjonistą. Koniec cytatu.
Czy musi tak być? Nie musi, widzę to po sobie. Pracując nad swoim perfekcjonizmem i odpuszczając sobie – nadal jestem w stanie osiągać moje cele. Może zajmuje mi to trochę więcej czasu, może robię to po swojemu, a nie tak, jak oczekują tego inni, ale dobiegam do mety w lepszym stylu – bez kosmicznego poziomu stresu, wypalenia, nerwów i problemów ze zdrowiem. Długa droga jeszcze przede mną – jestem na początku pracy nad moim perfekcjonizmem, ale już teraz widzę pozytywne efekty, które motywują do dalszej pracy.
Ćwiczenie 2 – analiza zysków i strat
To również ćwiczenie, które zaczerpnęłam z książki “Przekleństwo perfekcjonizmu”. Przygotowałam też dla Ciebie szablon do wykonania go (oraz ćwiczenia 4) w wersji A4 i A5. Spisz czynności, które starasz się wykonać na 95 -100%. Następnie podziel kartkę na dwie części – w jednej z nich wypisz zyski, które osiągasz z tego tytułu, po drugiej straty, które ponosisz. Których jest więcej? Które są bardziej odczuwalne? Czy teraz świadomie podejmiesz decyzję, żeby nadal płacić te wysokie koszty?
Dlaczego tak trudno wyjść z perfekcjonizmu? Po pierwsze – uzależniamy się od sukcesów. Smakują tak przyjemnie, dlaczego zatem nie dążyć do nich bez przerwy? Po drugie – często nie umiemy przeżywać trudnych emocji. Jak jestem smutna – od razu szukam sposobu, żeby poprawić sobie humor. Kiedy się boję – chciałabym jak najszybciej zrobić coś, co pomoże odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Jeśli kogoś zdenerwowałam lub zawiodłam – natychmiast szukam sposobu, żeby to naprawić. Tymczasem na złe emocje i ich przeżywanie też trzeba znaleźć miejsce. One po prostu SĄ w naszym życiu, nie wykasujemy ich, możemy się za to z nimi oswoić.
Ćwiczenie 3 – oswajanie trudnych emocji
W tym tygodniu przynajmniej dwa razy odmów innym. Powiedz “nie” zadaniom, na które normalnie się godzisz. Jeśli musisz – podaj wyjaśnienie, ale nie tłumacz się. Taka jest Twoja decyzja i już, masz do niej pełne prawo. Zaobserwuj jakie to wywołuje w Tobie emocje. Przeżyj je, nie staraj się ich natychmiast zmienić, tylko dlatego, że są nieprzyjemne, oswój się z nimi. Nie jest to zbyt wygórowana cena lepszego życia.
Jak wykorzenić perfekcjonizm? Krew, pot i łzy:) Nie ma innej rady, niż ciągle ćwiczyć. Pracować, aby część rzeczy zacząć robić “tylko” wystarczająco dobrze. Nie na 95-100%, ale na 70%, czasem na 50%. Te rzeczy nadal będą zrobione, często otoczenie nawet nie zauważy jak bardzo schodzisz ze swoich wygórowanych standardów. Będą pojawiać się trudne emocje, wiem o czym mówię – stawiam im czoło każdego dnia. Zauważ je, przeżyj, przyzwyczaj się do nich, oswój – one wcale nie są aż tak straszne jak na początku się wydaje. Zastanów się także, na ile uzależniasz swoją samoocenę od opinii innych – to częsta pułapka myślenia perfekcjonistów, nad którą da się pracować – to już jednak zadanie dla psychologa.
Założę się, że zaświtała Ci w głowie myśl – ona mnie tu namawia do bylejakości! Gdzieżby, nie cierpię bylejakości, jeśli już się do czegoś zabieram, to staram się to zrobić dobrze, ale … Po pierwsze – zabieram się do mniejszej liczby rzeczy, żeby być im w stanie poświęcić należyty czas. Po drugie – oceniam, na ile dana rzecz jest ważna i jakie będą konsekwencje, jeśli zrobię ją “tylko” na 70%, czasem nawet na 50% (to dopiero jest dla mnie trudne!). Część rzeczy robię i pewnie zawsze będę robić na 100%, bo uważam je za niezwykle ważne i chcę, żeby miały wysoką jakość. Jest jednak spora grupa zadań, która wcale tego nie wymaga. Po trzecie – perfekcjonistom (wiem po sobie) zazwyczaj wydaje się, że rzeczy są dużo bardziej niedopracowane, niż są w rzeczywistości. Zawieszamy sobie poprzeczkę wysoko – podczas kiedy często nikt tego od nas nie oczekuje. Pomiędzy perfekcjonizmem a bylejakością jest bardzo, bardzo daleka droga.
Ćwiczenie 4 – wystarczająco dobrze
Pomyśl o czynności, która zajmuje Ci bardzo dużo czasu i niekoniecznie przynosi adekwatną wartość dodaną (np. pisanie długich maili, gotowanie wyszukanych obiadów). A teraz zastanów się – jak możesz w tym tygodniu wykonać tą samą czynność “tylko” wystarczająco dobrze – nie na 100%, nawet nie na 95%, ale powiedzmy na 70%. Obiad nadal będzie stał na stole, ale zamiast pierogów, które normalnie lepisz przez 3 godziny – będzie składał się z grillowanej ryby, kaszy gryczanej i marchewki z groszkiem, które przygotujesz w 15 minut.
Zastosuj tą samą regułę w pracy. Jeśli nie jesteś w stanie – nie odpowiadaj na każdego maila w pięciu akapitach i koniecznie tego samego dnia, którego go otrzymasz, wystarczy jeden akapit (odbiorca też się ucieszy – wierz mi:)), mniej pilne maile mogą też poczekać dzień lub dwa. Uprzedź swojego szefa, że z uwagi na dużą ilość obowiązków musisz priorytetyzować. Mimo tej wielkiej pokusy, żeby robić wszystko idealnie – znajdź już dziś przynajmniej jedno zadanie, które wykonasz “tylko” na 70%.
Po więcej teorii i praktyki, sięgnij do książki “Przekleństwo perfekcjonizmu” Malwiny Huńczak. Na blogu pojawią się też będą kolejne ćwiczenia z tego zakresu.
Spodobał Ci się ten artykuł? Bardzo mi miło! Zostaw koniecznie komentarz i podaj dalej!